Kruszysz
się. Niszczejesz. Życie, które miałaś wieść nigdy nie istniało.
Stopniowo zmierzasz ku przepaści. Zmianom, które swoim ciężarem
wgniatają w ziemię. Toniesz, łapczywie próbując zaczerpnąć życiodajnego
powietrza.
Wyszłaś za mąż. Kilka miesięcy przed
moimi narodzinami. Elegancki mężczyzna, kulturalny, z dalekich
mazurskich stron, oczarował i skradł Twoje serce. Miałaś piękną, kremową
suknię. Długi welon zasłaniał wypełnione nadzieją oczy. Na życie, które
miało być wypełnione szczęściem i miłością. Chłód październikowego
wieczoru wdzierał się i syczał między kościelnymi, szarymi ławkami.
Złote światło migotało niepewnie, odbijając się w złotej obrączce na
Twojej, drobnej dłoni.
Weselni goście, alkohol, uśmiechy.
Oglądając czarno-białe zdjęcia z tego dnia i nocy, czułam niepewność.
Chciałabym się cofnąć w czasie i Cię powstrzymać. Uratować.
Minęło długich dwadzieścia sześć lat. Nie
pamiętam kiedy śmiałaś się tak po prostu, spontanicznie. Zawsze starasz
się udawać. Nie martwić nikogo, ale ja wiem. Wiem, jak wielki ból i
strach zagnieździł się w Twoim sercu. Mur, którym się otoczyłaś, pęka
pod kolejnymi uderzeniami jego pięści. Każdy kolejny siniak tuszujesz
kłamstwem. Strzepujesz ze swoich ramion kolejne okruchy potłuczonych
marzeń. Już zapomniałaś jak to jest mieć jakieś.
Dzwonisz do mnie, godzina czwarta nad ranem.
Płaczesz roztrzęsiona. Nie wiesz, co masz robić. Desperacko próbuję
pomóc. Podtrzymać na siłach. Wlać nadzieję na nowe, lepsze życie. Po
wielu, naprawdę wielu latach, masz dość. Zaczynasz zbierać siły. Jesteś
już tym wszystkim przemęczona. Widzisz cierpienie swoich dzieci. Czujesz
ból miażdżący serce, gdy oglądasz pocięte ręce córki. Czujesz, jakbyś
się budziła z transu. Z odrętwienia, w które zapadłaś w dniu swojego
ślubu. Jakbyś lunatykowała przez te ćwierć wieku, ale gdy pękła
oddzielająca Ciebie od świata, przezroczysta powłoka ochronna, zaczęłaś
dostrzegać nowe możliwości. Odważyłaś się w końcu zapragnąć zmiany.
Szczęścia dla siebie i swoich dzieci. Podjęłaś kroki, które zmienią
wszystko.
Nie będzie już nocy wypełnionych strachem
przed osobą, którą kiedyś kochałaś i której ślepo wierzyłaś. Nie będzie
już znęcania psychicznego.
Odpoczniesz, odnajdziesz siebie. Zasłużyłaś na to, mamo. Jestem z Ciebie dumna. Kocham Cię.
Chciałabym zrobić więcej, dla każdej
kobiety, która znajduje się w takiej sytuacji. Szukam pomocy dla mojej
mamy, dla najlepszej kobiety, człowieka jaką udało mi się kiedykolwiek
znać. Największa wojowniczka, dla której zawsze byliśmy na pierwszym
miejscu. W tym, w przededniu zmian, które muszą zajść, apeluję do Was,
każdego, kto tutaj zajrzy: wyrwijcie się z kajdan, które nałożył dla Was Wasz partner.
Wyrwijcie się z życia, które sprawia, że boicie się wracać do domu. To
jest trudne, sama wiem to ze swojego doświadczenia i widzę wiele takich
sytuacji w swoim otoczeniu. Da się to jednak zrobić, odważcie się na zmiany.
Dla siebie, dla Waszych dzieci. Dla szczęścia, nawet jeśli to szczęście
będzie ciepłą zupą na obiad w atmosferze nieporównywalnie innej niż
dotąd, w atmosferze miłości, szacunku i uwielbienia. Jestem z Wami
duchem i wierzę, że potraficie zawalczyć o to wszystko, czego teraz Wam
brakuje. Krok po kroczku. Nabierając siły i odwagi, by wreszcie
powiedzieć STOP.
Post
czysto prywatny. O największej bohaterce, jaką znam. O mojej mamie. O
decyzji, którą musiała podjąć. O tym, czego pragnę dla niej najmocniej
na świecie. Nie musicie rozumieć. Po prostu uwierzcie.
Źródło zdjęcia: http://asset-3.soup.io/asset/8070/7320_3ab4_480.jpeg
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz