Rozedrgane cząsteczki szczęścia wirują, wtapiając się w zakamarki mojej,
schorowanej duszy i ciała trawiącego, nadal, nieustannie dziwnym,
nieuleczalnym choróbskiem. Jestem pełna, wypełniona po brzegi, dziwnymi
doznaniami. Coś się skończyło, ale nie oznacza to, że nowy początek nie
będzie lepszy. Początki zawsze niosą ze sobą odrobinkę nadziei.
Przechadzając się po ulicach, kiedyś tak dobrze znanego Szczytna,
przypominałam sobie wszystkie te chwile z czasów dzieciństwa i liceum,
kiedy moje życie było wieczną stagnacją. Uczyłam się życia, nieomal po
omacku. Nieśmiałe stawiałam kroczki… jak to możliwe, by człowiek aż tak
się zmienił? Nie żałuję popełnianych błędów, ani wybranych dróg.
Zagubiwszy gdzie swoje własne ja, odkryłam coś zupełnie innego: wolę
walki. Walki o własną drogę, o możliwość wyboru. I właśnie to, dzisiaj,
na rozdrożu, niemalże, pcha mnie do przodu. Analizując każdą decyzję,
bardzo starannie, wyznaczam sobie nowe cele. Mknę ku nieznanej
przyszłości i na powitanie rozkładam ramiona. Już się nie boję. Cierpliwie oczekuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz