Cisza. Cisza przerywana stukotem
klawiszy, laptopowej klawiatury. Za oknem spokój. Jesień nastała tak
bardzo szybko, zmieniając moje życie. Pierwsze porywy mroźnego wiatru
zwiastowały zmianę. Czułam, że coś się kończy, że wszystko się zmienia.
Chłód owinął moje ciało, niczym całunem. Zamroził członki, zgwałcił
płuca wlewając krystaliczny roztwór bezsensu. Eteryczność zapomnienia
łagodzi ból ciała. Dusza zbyt prężna, odczuwa zbyt wiele. Jestem
skrawkiem tkaniny, niechcianym kawałkiem jestestwa. Chciałam podarować
miłość. Nieść światu odrobinę ulgi, być podporą… majestatyczny plan
runął. Chwilę zajmie odbudowa mojej własnej osoby. Nikomu nie ufaj,
mówili. Kpiący nędzarze ludzkich złudzeń – wszyscy oni sądzili, że
ulegnę, ugnę się pod ciężarem rzeczywistości. Mówiłeś, „jesteś za dobra dla tego świata”.
Mówiłeś, „przez swoją dobroć będziesz wiecznie cierpieć”.
Mówiłeś słowami na papeterii, skropionymi twoim własnym tchórzostwem.
Pamiętam… pamiętam deszczowe, mazurskie poranki. Strumyki wody płynące
ulicą. Pamiętam odgłosy kropel uderzających o dachy. Pamiętam spokój.
Spokój przed burzą. Pamiętam złote liście opadające powoli i słońce o
słonecznikowym kolorze, barwiące wszystkie okienne szyby. Pamiętam
spacery wzdłuż pól i drzew, obumierających z pierwszych przymrozków.
Pamiętam mroźny wiatr rozwiewający włosy… Nie, to nie jest historia miłosna. Do mnie miłość rzadko puka, może w ogóle?
Kto w dzisiejszym świecie zauważa te zmiany? Kto jeszcze ma czas na to?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz