Nie potrafię. Nie
chcę. Zapomnieć. Pragnę. Na chwilę choć. Ciężko. Brodzę po kolana w
krwi. Swojej własnej. Przegryzłam nadgarstki. Zastąpiłam duszę ciepłym
okruchem. Zamazałam zmęczone wargi mrokiem zmierzchu. Wydłubałam oczy
dla lepszego efektu. Zaskarbiłam sobie sympatię gapiów. Uwielbiacie to.
Jesteście stworzeni by być potworami. Łakniecie. Ciągle. Nieustannie.
Pozbawieni podstawowych odruchów ludzkich. Stąpacie cicho,
bezszelestnie. Zdradza was zapach. Padlina. Rozkładające się marzenia.
Larwa koczująca w mojej czaszce zaczyna się poruszać. Bezzębna miernota
moich jesiennych dni, pragnie się przywitać. Wybiegam więc na przeciw
śnieżycom. Zamieciom wypełnionym ludzkimi twarzami. Poszarpane naskórki.
Cząsteczki emitujące niezwykłe pole, którego nie pojmujecie. Atomem
chcę być, znaczy tak wiele i jednocześnie nic. Wygenerować nowe
pokolenia. Zakazić własną wiedzą. Przezwyciężyć słabość ciała. Zacząć
żyć w całkiem innym wymiarze. Pragnij mnie. Zachęć mnie. Zmierz się ze
mną z nieznaną przyszłością. Ocal mnie od lodowatych, kostniejących
spojrzeń. Zetrzyj ze mnie ten wstyd, zechciej być we mnie. Zechciej
obdarzyć mnie nasieniem wypełniającym luki mojej podświadomości. Wykreuj
fotograficzny obraz tego, co nieokreślone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz