Melancholijny dzień.
Miasto otulone niebieskim welonem mgły. Wyludnione ulice, niemalże
puste tramwaje. Wciąż otwarte fast-food’y i niektóre kawiarnie na
wrocławskim rynku. Powoli, niepostrzeżenie podpełza zmierzch. Zapuszcza
swe witalne korzenie i zagnieżdża się wygodnie w kątach i kącikach, w
wybrukowanych uliczkach. Złote światło latarni ulicznych zalewa świat
wokół. Wszystko jest takie nierzeczywiste. Krzątają się gdzieś w mojej
głowie złe myśli, smuteczki, które odpycham jak natrętne owady. Pozwalam
wlać w siebie odrobinę tego sztucznego światła. Wszystko to sprawia, że
zapominam. Zapominam o słowach, o czasach, o planach, o obowiązkach.
Ciepła kawa, gorzka niemalże kawa. Wesołe rozmowy. Praca. Opowieści.
Słyszę swój własny śmiech, ale wydaje mi się, że dochodzi do mnie gdzieś
z daleka. Jestem dzisiaj bardzo nieswoja. Nie znam siebie z
dzisiaj. Drgające cząsteczki w mojej duszy zapalają dawno nieznane
pragnienia. Ciało powoli opada z sił. Melancholia i refleksyjność
dzisiejszego dnia zniewala…
Pamiętajcie: nie
ma nic gorszego niż niepamięć. Co roku ponawiam swój apel, zapalny
znicza, światełko nadziei na dawno zapomnianych grobach. To tak niewiele
kosztuje, prawda?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz