sobota, 15 sierpnia 2015

Martwi nic ci nie zrobią, to żywych należy się bać




 
Kruszysz się. Niszczejesz. Życie, które miałaś wieść nigdy nie istniało. Stopniowo zmierzasz ku przepaści. Zmianom, które swoim ciężarem wgniatają w ziemię. Toniesz, łapczywie próbując zaczerpnąć życiodajnego powietrza.

Wyszłaś za mąż. Kilka miesięcy przed moimi narodzinami. Elegancki mężczyzna, kulturalny, z dalekich mazurskich stron, oczarował i skradł Twoje serce. Miałaś piękną, kremową suknię. Długi welon zasłaniał wypełnione nadzieją oczy. Na życie, które miało być wypełnione szczęściem i miłością. Chłód październikowego wieczoru wdzierał się i syczał między kościelnymi, szarymi ławkami. Złote światło migotało niepewnie, odbijając się w złotej obrączce na Twojej, drobnej dłoni.
Weselni goście, alkohol, uśmiechy. Oglądając czarno-białe zdjęcia z tego dnia i nocy, czułam niepewność. Chciałabym się cofnąć w czasie i Cię powstrzymać. Uratować.
Minęło długich dwadzieścia sześć lat. Nie pamiętam kiedy śmiałaś się tak po prostu, spontanicznie. Zawsze starasz się udawać. Nie martwić nikogo, ale ja wiem. Wiem, jak wielki ból i strach zagnieździł się w Twoim sercu. Mur, którym się otoczyłaś, pęka pod kolejnymi uderzeniami jego pięści. Każdy kolejny siniak tuszujesz kłamstwem. Strzepujesz ze swoich ramion kolejne okruchy potłuczonych marzeń. Już zapomniałaś jak to jest mieć jakieś.
Dzwonisz do mnie, godzina czwarta nad ranem. Płaczesz roztrzęsiona. Nie wiesz, co masz robić. Desperacko próbuję pomóc. Podtrzymać na siłach. Wlać nadzieję na nowe, lepsze życie. Po wielu, naprawdę wielu latach, masz dość. Zaczynasz zbierać siły. Jesteś już tym wszystkim przemęczona. Widzisz cierpienie swoich dzieci. Czujesz ból miażdżący serce, gdy oglądasz pocięte ręce córki. Czujesz, jakbyś się budziła z transu. Z odrętwienia, w które zapadłaś w dniu swojego ślubu. Jakbyś lunatykowała przez te ćwierć wieku, ale gdy pękła oddzielająca Ciebie od świata, przezroczysta powłoka ochronna, zaczęłaś dostrzegać nowe możliwości. Odważyłaś się w końcu zapragnąć zmiany. Szczęścia dla siebie i swoich dzieci. Podjęłaś kroki, które zmienią wszystko.
Nie będzie już nocy wypełnionych strachem przed osobą, którą kiedyś kochałaś i której ślepo wierzyłaś. Nie będzie już znęcania psychicznego.
Odpoczniesz, odnajdziesz siebie. Zasłużyłaś na to, mamo. Jestem z Ciebie dumna. Kocham Cię.

Chciałabym zrobić więcej, dla każdej kobiety, która znajduje się w takiej sytuacji. Szukam pomocy dla mojej mamy, dla najlepszej kobiety, człowieka jaką udało mi się kiedykolwiek znać. Największa wojowniczka, dla której zawsze byliśmy na pierwszym miejscu. W tym, w przededniu zmian, które muszą zajść, apeluję do Was, każdego, kto tutaj zajrzy: wyrwijcie się z kajdan, które nałożył dla Was Wasz partner. Wyrwijcie się z życia, które sprawia, że boicie się wracać do domu. To jest trudne, sama wiem to ze swojego doświadczenia i widzę wiele takich sytuacji w swoim otoczeniu. Da się to jednak zrobić, odważcie się na zmiany. Dla siebie, dla Waszych dzieci. Dla szczęścia, nawet jeśli to szczęście będzie ciepłą zupą na obiad w atmosferze nieporównywalnie innej niż dotąd, w atmosferze miłości, szacunku i uwielbienia. Jestem z Wami duchem i wierzę, że potraficie zawalczyć o to wszystko, czego teraz Wam brakuje. Krok po kroczku. Nabierając siły i odwagi, by wreszcie powiedzieć STOP.

Post czysto prywatny. O największej bohaterce, jaką znam. O mojej mamie. O decyzji, którą musiała podjąć. O tym, czego pragnę dla niej najmocniej na świecie. Nie musicie rozumieć. Po prostu uwierzcie.

Źródło zdjęcia: http://asset-3.soup.io/asset/8070/7320_3ab4_480.jpeg

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz